20070523

społeczeństwo obywatelskie w krakowskiej wiosce

Dziś dostałem telefon z Łaźni Nowej. Ba! Nawet dwa. I nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie powód dzwonienia do mnie. Otóż te dwa telefony dotyczyły... mojego listu, jaki wysłałem do szanownej pani radnej miasta Krakowa.
A wszystko zaczęło się od przeczytania artykułu, który skłonił mnie do zajęcia stanowiska w sprawie. Wierząc w siłę, jaką posiadają wyborcy na swych przedstawicieli, wysłałem list do kilku (7) pań radnych, z których tylko dwie były tak miłe i spełniły swój obowiązek, czyli udzieliły mi odpowiedzi. Główna pomysłodawczyni milczała, jak grób, do dziś, kiedy ustami Jacka, a później Tomka z Łaźni oznajmiła, że nie życzy sobie takich maili i mam jej więcej nie pisać! Zresztą ten list też był omawiany na jakiejś komisji!
W pierwszym momencie poczułem się głupio, że ktoś inny obrywa za moją wiarę w społeczeństwo obywatelskie, czy 'samorządny Kraków', ale to chyba nie ja powinienem czuć się zażenowany...
Trochę to może być zagmatwane, więc oto wizualizacja tej akcji:)


ps. ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. W końcu odezwali się z Łaźni:)

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

to smutne trochę :(
niby demokracja, a tak naprawdę to gówno mamy do powiedzenia.
Nawet mejla wysłać nie możemy ...

Anonimowy pisze...

Jacku czy tak pani nie jest przypadkiem żoną tego Radwana - pana Stanisława, kompozytora ze Starego Teatru??

Anonimowy pisze...

Nie wiem, czy jest nią, czy nie. Jest przede wszytskim Radną.